Wincenty Kozłowski
Dodane przez patryk18duch dnia April 27 2009 16:02:49
„Dobrych ludzi, nikt nie zapomina”
Śp. Wincenty Mikołaj Kozłowski urodził się w dniu 1 stycznia 1933 r. w Międzyrzecu Podlaskim, w ówczesnym powiecie Radzyń Podlaski, województwo Lublin. Jego ojciec, Łukasz był murarzem, zaś matka, Janina gospodynią domową. W 1940 roku w swoim rodzinnym mieście rozpoczął naukę w szkole podstawowej. Dwa lata później Niemcy zabrali Mu ojca do obozu koncentracyjnego w Dębicy pod Krakowem, skąd już nie powrócił. Matka została z czwórką dzieci: Zofią, Cecylią, Wincentym oraz Kazimierzem. Po „wyzwoleniu”, w 1947 roku ukończył szkołę podstawową i wyjechał na Ziemie Zachodnie, do Szczecina, aby kształcić się w Państwowym Liceum Pedagogicznym. W 1951 roku zdał dużą maturę i otrzymał dyplom dojrzałości oraz nakaz pracy w Szkole Ćwiczeń przy Liceum Pedagogicznym w Kamieniu Pomorskim.
W 1953 roku ukończył kurs dla niewykwalifikowanych nauczycieli wychowania fizycznego szkół średnich. W tym samym roku, 10 listopada został powołany do służby wojskowej, w jednostce w Białymstoku. 17 lutego 1956 roku uzyskał stopień wojskowy – plutonowy i wyszedł do cywila. Od 20 marca tegoż roku powrócił do pracy w Szkole Ćwiczeń w Kamieniu Pomorskim.
W dniu 1 września 1957 roku rozpoczął pracę w Liceum Ogólnokształcącym w Terespolu. Historia szkoły, historia wychowania fizycznego i sportu jest ściśle związana z osobą pani profesor Anny Sobol i Wincentego Kozłowskiego. To oni w tych trudnych, powojennych czasach z garstką zapaleńców „robili sport” w Terespolu. Tworzyli niezwykły duet. Doskonale się rozumieli, szanowali i wspierali, nie tylko w pracy, ale i w życiu osobistym.
Początkowo zajęcia wychowania fizycznego odbywały się na holu, a później w dostosowanej do tego typu zajęć oficynie. Zimą było tam bardzo zimno. Przed zajęciami trzeba było napalić w piecu. Potem zaś uważać by w czasie ćwiczeń nie „sparzyć tyłka”. Jednak, jak opowiadał mi pan Kozłowski chłopcy woleli zajęcia na dworze. Z wielką ochotą, na śniegu, w samych kalesonach grali w piłkę nożną. Ile było przy tym radości, tego nie da się opowiedzieć! Gdy w 1961 roku powstał z inicjatywy dyrektora szkoły Karola Andrzejuka Komitet Rozbudowy Szkoły w jego skład weszli min.: Wincenty Kozłowski i Anna Sobol. 20.09.1969 roku odbyła się uroczystość otwarcia rozbudowanej części szkoły, w tym hali sportowej o wymiarach 27m x 15m. Diametralnie zmieniły się warunki prowadzenia lekcji. Powstały możliwości organizowania zespołowych gier sportowych. Sala tętniła życiem sportowym i towarzyskim. Ciągle coś się działo, jak nie rozgrywki międzyszkolne, to mistrzostwa szkoły.
Program Szkolnych Igrzysk Sportowych był bardzo bogaty, a to za sprawą „Wicka”, który sport traktował bardzo wszechstronnie i masowo. Świadomie, a jednocześnie z dużym taktem pedagogicznym wykorzystywał elementy aktywnego wychowania poprzez zajęcia ruchowe. Uczył młodzież zaangażowania i postaw społecznego działania w ramach Szkolnego Koła Sportowego. To sami uczniowie pod jego nadzorem organizowali Igrzyska. Odbywały się też Mistrzostwa Szkoły we wszystkich możliwych dyscyplinach sportowych. Jednak sztandarowymi imprezami szkolnymi były: Święto Sportu Szkolnego, zawsze w czerwcu, z biegami przełajowymi o „Złote kolce”, a w marcu, Dzień Olimpijczyka. Sala udekorowana flagą olimpijską i emblematami Szkolnego Związku Sportowego wyglądała w tych dniach dostojnie i uroczyście. Impreza zawsze składała się z dwóch części: artystycznej i sportowej, a Apel Olimpijski odczytywał zwycięzca Plebiscytu na 10 – ciu Najlepszych Sportowców Szkoły. Jego podsumowanie odbywało się podczas choinki noworocznej. Zwycięzca swój pierwszy taniec tańczył z dyrektorem szkoły lub opiekunem SKS. Zwycięstwo w Plebiscycie było prestiżowym wyróżnieniem w środowisku szkolnym i nie tylko.
Śmiało można użyć stwierdzenia, że pan Wincenty Kozłowski był prekursorem krzewienia idei olimpijskiej w naszej szkole. To z Jego inicjatywy odbywały się spotkania z Olimpijczykami, w 1975 r z Jerzym Homziukiem, reprezentantem Polski w skoku w dal, uczestnikiem Igrzysk Olimpijskich w Monachium. W 1976 r odbyły się dwa spotkania: pierwsze z Waldemarem Baszanowskim, dwukrotnym złotym medalistą olimpijskim z Tokio (1964) i Meksyku (1968), drugie ze Stanisławem Marusarzem, uczestnikiem czterech Zimowych Igrzysk Olimpijskich, „królem” polskich nart i legendarnym kurierem tatrzańskim. W 1977 r gościliśmy dwukrotnego złotego medalistę olimpijskiego w boksie - Jerzego Kuleja. W 1980 r odwiedziły nas: lekkoatletka Teresa Sukniewicz, reprezentantka Polski w biegu przez płotki i Elwira Seroczyński, srebrna medalistka w łyżwiarstwie szybkim z Squaw Valley (1960).
W ramach zajęć pozalekcyjnych pan Kozłowski przygotowywał uczniów do zawodów lekkoatletycznych, gimnastycznych i gier zespołowych. Dzięki swej nieprzeciętnej osobowości wytwarzał entuzjastyczny stosunek młodzieży do sportu i nauczanych przez siebie przedmiotów. Nie miał kłopotu z naborem do sekcji specjalistycznych, przeciwnie, niejednokrotnie bogactwo stanowiło problem. Starał się zaszczepić młodzieży swoje zainteresowania i pasje. Motywował do ciężkiej pracy. Nie szczędząc czasu wyjeżdżał ze sportowcami na zawody. Osiągnął wiele sukcesów sportowych i dydaktycznych ze swoimi uczniami.
Od pierwszego września 1970 roku Wincenty Kozłowski rozpoczął również nauczanie przysposobienia obronnego. Jego „konikiem” była znajomość mapy topograficznej. Każdy uczeń musiał ją zaliczyć i nie jeden zaliczał ją do skutku. Bardzo ważną częścią historii Terespolskiego Liceum stał się organizowany przez „Wicka” przegląd musztry. W ten specyficzny sposób świętowany był Dzień Wojska Polskiego. Klasy rywalizowały między sobą o najlepiej zaprezentowany krok defiladowy, strój szkolny i śpiew patriotyczny. Sędziami zawodów byli oficerowie jednostki WOP w Terespolu. Tak, więc śmiało można stwierdzić, że dzięki panu Kozłowskiemu dzień 11 listopada w naszej szkole był uroczyście obchodzony dużo wcześniej, niż data ta stała się oficjalnym świętem państwowym. Poza pracą zawodową znajdował czas na pracę społeczną, był członkiem miejsko – gminnego zarządu LOK. Wincenty Kozłowski był aktywnym propagatorem sportów obronnych na terenie swojej szkoły, a szczególnie strzelectwa. Drużyna LO w Terespolu wielokrotnie zajmowała pierwsze lub drugie miejsce w zawodach strzeleckich o puchar Kuratora Oświaty i Wychowania i „Srebrny Muszkiet”.
Ważne miejsce w działalności Wincentego Kozłowskiego w szkole zajmowała rekrutacja młodzieży męskiej do wojskowych szkół zawodowych. W tej dziedzinie LO w Terespolu znajdowało się w czołówce szkół województwa. W dużej mierze było to Jego zasługą, ponieważ problematykę rekrutacji młodzieży traktował jako ważną dziedzinę swojej działalności. Właśnie temu celowi służyły: spotkania z kadrą zawodową wojska, wyjazdy młodzieży do szkół wojskowych, eksponowanie w szkole fotogramów Wojskowej Akademii Fotograficznej, informatorów, plansz, rozmowy z uczniami itp. W rezultacie, co roku spora grupa chłopców zgłaszała się do wojskowych szkół zawodowych, np. w roku szkolnym 1977/78 zgłosiło się 11 uczniów. Corocznie uczestniczył w letnich obozach PO. Najczęściej był dowódcą plutonu lub kompanii. Jak wspaniałe były to obozy świadczą wspomnienia uczestników, naszych absolwentów.
W 1976 r Wincenty Kozłowski uzyskał tytuł magistra wychowania fizycznego w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie i został powołany na stanowisko profesora szkoły średniej. Jako nauczyciel, wychowawca i działacz społeczny zdobył w szkole powszechne uznanie i szacunek przełożonych, kolegów i uczniów. Został zapamiętany jako nauczyciel i wychowawca wymagający od siebie i innych. Jednocześnie życzliwy i zawsze uśmiechnięty.
Absolwenci, oraz koleżanki i koledzy wspominają „Wicka”:
„zawsze otoczony wianuszkiem młodzieży i ich wielkim szacunkiem”…, „umiał słuchać i miał czas dla drugiego człowieka”…, „każdy człowiek był dla Niego jednakowo ważny”…, „potrafił łączyć powagę życia z radością”…, jednym słowem… „był dobrym człowiekiem”!
Ja zapamiętałam Go jako człowieka oczytanego, w szczególny sposób zafascynowany był pisarstwem Melchiora Wańkowicza i postacią samego autora. Kochał sport, był niesamowicie wysportowany. Wystarczy powiedzieć, że jeszcze w wieku pięćdziesięciu kilku lat nienagannie demonstrował wymyk na drążku. Organizował i brał czynny udział w mających wieloletnią tradycję meczach: nauczyciele kontra uczniowie w grach zespołowych. Towarzyszyła im zawsze niesamowita atmosfera. Tłumy kibiców, przebrana młodzież i doping, którego mogłaby pozazdrościć niejedna drużyna! Również bardzo często odbywały się mecze: reprezentacja szkoły – absolwenci. Ci ostatni, będąc uczniami w tamtych czasach potrafili godzić sport z nauką. Kończyli studia, osiągali sukcesy i robili kariery w kraju, a także w świecie. Często wspominali „starą budę”, Kozłowskiego i Sobolową, a przy okazji salę, na której czasem leli „krokodyle” łzy, na której rozgrywali mecze o Mistrzostwo, na którą chętnie wracali: „aby się poruszać, razem pobyć, powspominać”.
Bardzo dużym powodzeniem cieszyły się prowadzone od początku istnienia szkoły kroniki sportowe. To tutaj właśnie zapisywane były najważniejsze wydarzenia z życia sportowego. Dobre i złe, smutne i wesołe, a nawet dramatyczne. Przykładem zapis pod datą 21 – 22.10. 1967 roku: „Dramatyczna walka „Bambucka” z bialską koalicją! Kronikarz napisał: „W tych dniach odbywały się zawody powiatowe w pięcioboju lekkoatletycznym. Nasz plan w tych zawodach to zwycięstwo indywidualne Olka Pawluczuka. Po pierwszym dniu zawodów prowadził różnicą 7 pkt. W drugim dniu po słabym skoku wzwyż spadł na trzecie miejsce. O losach indywidualnego zwycięstwa decydować miał bieg na 400 metrów, a Olek przecież czterystumetrowcem nie był. Jego najgroźniejszy rywal z „Kraszewskiego” to specjalista na tym dystansie. Stąd dla Olka był jeden wniosek: wygrać 400 metrów z Zaciurą. Powiedzieć łatwo, wygrać trudniej! Klęknęli w dołkach. Strzał! Poszli! Olek na najgorszym trzecim torze. Musi uciekać. Czy wytrzyma? Pierwsze 100 metrów dobrze, prowadzi. Druga setka i dochodzi go Zaciura. Trzecia, Zaciura w przedzie. Czwarta i finisz. „Bambuck” dochodzi, Zaciura ucieka! Olek odrabia dystans. Zbliża się do przeciwnika, pracuje z wielkim wysiłkiem. Szarpie. Już zaraz meta. Rozpaczliwym wysiłkiem rzuca się do desperackiego ataku. Krzyk radości w naszej grupie. „Bambuck” pierwszy przybiega na metę. Pada! Wygrał 400 metrów i pobił rekord szkoły. Wygrał pięciobój!” W jakże piękny sposób kronikarz przekazał całą dramaturgię i piękno sportowej walki.
Po meczu koszykarek z Liceum Ekonomicznym w Białej Podlaskiej w kronice sportowej pod datą 11.05.1972 roku dziewczętom i panu Kozłowskiemu ktoś wystawił cenzurkę pod tytułem: „Osiem wspaniałych i jeden nie”
„Z piłką pod rękę chce przejść przez życie. Ja w to nie wierzę! A wy wierzycie? Choć mocna w buzi, w rękach nie słaba – koń by się uśmiał – piłka i baba!”
„Czy śnieg na polach, czy w sadach bzy, każdą przegraną widzi przez łzy.”
„Siły i mocy Bóg nie żałował, szkoda, że szybkość innym darował.”
„Chociaż łza w oku, to pazur lwi, umie pokonać – uwierzcie mi.
„Pięć osobistych to żadna sztuka, zwłaszcza dla tego, kto guza szuka.”
„Wchodzi i schodzi, tak chce taktyka, ale dlaczego się z drugą prztyka?
„Ten mecz prztykany trwa już od lat, wesołe życie wesoły świat.”
„Za miękka ręka i ciągłe stresy – zmienić trenera, będą sukcesy.” Taka to twórczość literacka powstawała pod wpływem powodzeń i niepowodzeń sportowych uczniów i ich nauczyciela.
Z kolei zapis w kronice z 1.02.1977 roku może świadczyć o wielkim roztargnieniu, a może pechu dziewczyn i ich opiekuna: „Rano wsiadając do autobusu przez pomyłkę kupiły bilety do Lublina za 66 zł zamiast za 30 zł do Radzynia. Może i skorzystałyby gdyby przewidziały swoją porażkę?” – pyta kronikarz. Kroniki sportowe zawierają wiele zdjęć i opisów różnych zdarzeń, tym bardziej cennych, że często czynionych ręką samego „Wicka”. To wielka skarbnica wiedzy o uczniach, nauczycielach i czasach, w których przyszło im żyć, pracować i chodzić do szkoły.
Wincenty Kozłowski za swoją pracę z młodzieżą był wielokrotnie nagradzany przez dyrektora szkoły (1982, 1983, 1992) i kuratora oświaty (1973,1976, 1985). Otrzymał również wiele odznaczeń:
- 1975 r – Złoty Krzyż Zasługi,
- 1977 r- Złota Odznaka Związku Nauczycielstwa Polskiego,
- 1979 r.- Honorowa Odznaka za Zasługi w Sporcie Szkolnym, Złota Odznaka Zasłużony
Działacz Ligi Obrony Kraju,
- 1980 r – Medal Komisji Edukacji Narodowej, Brązowy Medal za Zasługi dla Obronności Kraju, Srebrna Odznaka Zasłużony Działacz Kultury Fizycznej,
- 1981 r – Brązowy Medal za Zasługi dla Ligi Obrony Kraju,
- 1986 r – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Po 34 latach pracy w dniu 31 sierpnia 1985 roku przeszedł na emeryturę. Łączny okres jego zatrudnienia wyniósł trzydzieści cztery lata i 16 dni. Jednak nie rozstał się ze szkołą. W niepełnym wymiarze nadal uczył P O.
Śp. Wincentego Kozłowskiego poznałam w 1980 roku, jako studentka AWF w Białej Podlaskiej. Odbywałam u niego dwukrotną praktykę. Był wspaniałym opiekunem. To w jego obecności stawiałam pierwsze, nieporadne kroki jako nauczyciel. Był moim mistrzem. Od niego się uczyłam. Przekazał mi ogromną wiedzę, a uwagi czynił dyskretnie i taktownie. Nigdy nie używał słowa „źle”. Przeciwnie!- przyznawał, że i On się czegoś ode mnie nauczył. Od razu zauważyłam, że młodzież Go kocha. Był dla niej niekwestionowanym autorytetem.
W jednej z kronik sportowych z 1965 roku przeczytałam artykuł:, ”Jeśli mowa o Terespolu to nie można nie wspomnieć o nauczycielu wychowania fizycznego z miejscowego LO Wincentym Kozłowskim. Mistrzów Polski nie wychował. Ale jego uczniowie zgarniają większość czołowych miejsc w imprezach powiatowych i międzyszkolnych. Poza tym, grupę sportowców z liceum Terespolskiego można poznać w wielkim tłumie. Wyróżniają się, bowiem czystością i schludnością strojów oraz kulturą osobistą”. Artykuł podpisał Jerzy Kozicki.
Śp. Wincenty Kozłowski wielokrotnie przygotowywał dziewczęta do zawodów „Sprawni jak żołnierze” – z różnym skutkiem. Tak było i w 1992 roku. Wygrał z dziewczętami eliminacje rejonowe i wojewódzkie. Był jeszcze z nimi na zawodach strefowych w Kielcach 23-24 maja. Niestety pojawiły się pierwsze objawy choroby. Trzeba było zostać w szpitalu. Na zawody centralne do Garczyna w dniach 6-7 czerwca w Jego zastępstwie, jechałam z nadziejami, a także obawami. Był to pierwszy udział w finale, a do tego bez Pana Kozłowskiego! Zawody te na zawsze utkwiły w mojej pamięci. To w ciągu tych dwóch dni tak naprawdę, dotarło do mnie, co to znaczy: „mieć autorytet wśród młodzieży”. Przed konkurencjami słyszałam ciągle motywujące się dziewczęta: „Pamiętajcie! To dla Wicka”. Gdy przed biegiem na 600m usłyszałam słowa Małgorzaty Chirczuk: „Będę gryzła ziemię, a dobiegnę!”- zrozumiałam, że Pan Wincenty Kozłowski jednak wychował Mistrzynie Polski!
Po powrocie „Wicka” ze szpitala wstąpiła we mnie nadzieja, że będzie jak dawniej. Niestety, gdy odwiedzałam Go w domu zauważyłam, że z dnia na dzień opada z sił i tylko oczy pozostały wciąż te same. Mądre, mimo bólu uśmiechnięte i dobre.
Odszedł od nas 11 września 1992 roku.
„Non omnis moriar!!!”- „Nie wszystek umrę!!!”. Żyje w naszych sercach, we wspomnieniach przyjaciół i wychowanków. Żyje ze Swoją i naszą Panią Zosią o szczerym, złotym sercu. Żyje w Biegach Ulicznych przemianowanych na Memoriał Jego imienia. Żyje w pamięci mieszkańców, którzy jedną z ulic Terespola nazwali Jego Imieniem. Wiernie sprostał powołaniu: „Nauczyciel to najwyższy tytuł, jaki można człowiekowi nadać”.
Dla mnie zawsze będzie niedościgłym wzorem Nauczyciela i Wychowawcy. Trudno będzie komukolwiek Mu dorównać!